-...sala 14... sala 14... cholercia, gdzie ta sala się podziała?- bredziłam pod nosem, chodząc jak pomylona pomiędzy salą 13 a 15 i poważnie zastanawiałam się nad wbiegnięciem w ścianę. Nie zrobiłam tego jednak, trzymając się kurczowo logicznego faktu- Nie byłam w Hogwarcie. Za 11 minut w tej właśnie sali miały się rozpocząć zajęcia, a ja, sierota jak na złość zgubiłam Lysandra.
-Gdzie ta sala, do diabła?!- denerwowałam się, stukając pięścią w ścianę, w nadziei, że znajdę jakieś ukryte wejście. Usłyszałam za sobą donośny śmiech.
-Co ty wyprawiasz, kurduplu?- zapytał Kastiel, podchodząc i mierzwiąc mi włosy.
-Sam jesteś kurdupel.- fuknęłam i odwróciłam się w jego stronę.- Szukam sali 14. Wiesz gdzie to jest?- strzepnęłam jego rękę, którą dalej trzymała na moich włosach.
-Może wiem. A co będę miał, jeśli powiem ci, gdzie to jest?- poruszył zabawnie brwiami, ale w tamtym momencie nie było mi do śmiechu. Nie znosiłam się spóźniać.
-Moją dozgonną wdzięczność.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby i przywaliłam mu z całej siły łokciem w żebra. W końcu i tak mała szansa, że poczuł cokolwiek, a mnie od razu zrobiło się weselej.
-O ty brutalu!- jęknął teatralnie.
-Popracuj nad grą aktorską.- prychnęłam i znów zaczęłam się rozglądać.
-No już! Nie złość się, łobuzie. Sala 14 jest na dole, na tyłach sali gimnastycznej.- pstryknął mnie w czoło.
-Ałć.- powiedziałam z wyrzutem.
-Jesteśmy kwita.- uśmiechnął się rozbrajająco i popchnął mnie delikatnie.- Leć bo się spóźnisz.
-Martwisz się o moją reputację? Jakie to wzruszające...
-Raczej o życie Lysandra.Wiem co znaczy wkurzona baba w domu...- puścił mi oczko i poszedł w drugą stronę. Nie widząc innego wyjścia, zbiegłam na dół. Kiedy miałam już otwierać drzwi od sali, pojawił się w nich Lys.
-Już miałem iść cię szukać.- uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego zdziwioną minę.
-Niepotrzebnie. Pewien uroczy, czerwonowłosy gnom pokazał mi drogę.
-Doprawdy?- uniósł brwi a na jego twarzy pojawił się pobłażliwy uśmiech.- A mówił ci ktoś kiedyś, że za dużo czytasz?
-Mówiłam o Kastielu.- wybąkałam zdezorientowana. Myślałam, że pojmie aluzję...
-Domyśliłem się.- westchnął i zrobił krok w bok, dając mi wejść do klasy. Siedziały tam 3 osoby, z których znałam tylko Iris.
-Joup.- chłopak o zielonych włosach zaplecionych w warkocz znalazł się przede mną. Miał na sobie rozpiętą,czarną, skórzaną kurtkę, ze wzorkiem szachownicy na rękawach, a pod spodem żółto-czerwony podkoszulek z nadrukiem jakiegoś zespołu i zwykłe jeansowe spodnie. Moją uwagę przykuł jednak misternie wykonany kolczyk, przedstawiający smoka.
-Cz-cześć...- wystękałam, zakłopotana. Widząc moją reakcję chłopak odsunął się kawałek, dając mi chwilę na odetchnięcie.- J-jestem Ana. Siostra bliźniaczka Lysandra.
-Rozluźnij się trochę, moja droga.- poradziła mi niebieskooka piękność, poprawiając swoje jasno różowe włosy.- My nie gryziemy. Ja nazywam się Miyuki, a ten niewychowany oszołom to Kuroko.
-Miło mi.- uśmiechnęłam się niepewnie.
-Ana, pomożesz mi z gitarą? Jest na zapleczu.- zaproponowała dobrodusznie Iris. Poszłyśmy tam razem, mimo, że do strojenia potrzebna jest tylko jedna osoba.
-Spokojne. Oni są niegroźni.- uspokoiła mnie.
-Mów za siebie- dobiegł nas podniesiony głos dziewczyny, która przedstawiła się jako Miyuki. Mimowolnie się roześmiałam, co w moim odczuciu już definitywnie rozluźniło atmosferę. Kiedy wzięłam się za instrument do pokoju weszła reszta członków klubu. Pociągałam za struny, co jakiś czas majstrując przy główce.
-Znam tą piosenkę!- ucieszył się Kuroko i zaczął ją śpiewać, chwilę puźniej dołączyła do niego Miyuki, potem Irys, a na końcu nawet Lys. Może nie byliśmy najlepszym zespołem na świecie, jednak fajnie było tak sobie śpiewać przy dźwiękach gitary. Przy ostatniej zwrotce fałszowaliśmy już na wyścigi, pokładając się ze śmiechu.
-Mój boże co tu się dzieje?- wykrzyknął spanikowany pan Borys, wpadając na zaplecze, jak by go gonił sam czart. Widząc, że wszystko jest w jak najlepszym pożądku, a piątka uczniów patrzy na niego jak na wariata troczę się uspokoił i prupował wytłumaczyć, z każdym słowem czerwieniąc coraz bardziej.
-Bo ja... To znaczy... Myślałem, że... No, że kota tu obdzierają ze skóry...- przestępował zażenowany z nogi na nogę.- Przepraszam.- wycofał się tyłem, zostawiając nas oniemiałych.
-Chyba trochę przesadziliśmy...- bąknął Lysander, co nas trochę otrzeźwiło i sprawiło, że wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
__________________________________________________________________
KABUM! Śmiech, razem z wnętrznościami naszych bohaterów, rozsypał się po kontach i tak oto zakończyła się nasza historia.
Żartuję, żartuję... Oczywiście będę kontynuować (chociaż to było by całkiem ciekawe zakończenie...)
Do następnego! :*
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znalazłam tego bloga~! Główna bohaterka mnie zauroczyła, a autorka upewniła mnie swoimi komentarzami, że jest fajną osóbką z podobnym poczuciem humoru do mojego :D *YAAAY~!* Zauważyłam , że niestety rzadko wstawiasz rozdziały ;c Momentami wybuchałam śmiechem, czytając rozdział. Cieszę się, że znalazłam bloga, gdzie bohaterka jest nieśmiała. I zgadzam się, że Lys w roli brata (i to bliźniaka) to świetny pomysł *pokazuje kciuk w górę*. A pojawią się ukochane bliźniaki Armiś i Alexy? ^w^ Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńPojawią i jeszcze wieele razy wciągną Anę w tarapaty ;D
UsuńBardzo mi miło, że ktoś tak ciepło wypowiada się na temat mojego opowiadania i mnie samej <3