czwartek, 17 września 2015

Rozdział 6


-Jesteśmy.- mówi Lys do domofonu przed blokiem Kastiela.
-Ok.- słychać nieco zniekształcony głos czerwonowłosego, a potem bzyczenie zamka. Otworzyłam drzwi i pobiegłam zawołać windę.
-Nie spiesz się tak Aniołku. Zdążymy.- śmieje się Lysander i szturcha mnie  bok.Nadymam policzki, niczym obrażone dziecko,  po czym wchodzę do windy.
-Które piętro?-spoglądam na Lysa, który znów jest w swoim świecie.
-Siódme...- odpowiada mimochodem. Klikam przycisk, a winda rusza z mocnym szarpnięciem, aż obiad przelewa mi się w żołądku.
-Niena...widz...widzę starych win...d - bąkam, starając się nie zapoznawać nikogo z moim menu.
-Yhm... Zrobiłaś się trochę zielona.- prycha Lysander. Kiedy w końcu drzwi się otwierają wybiegam z tam tond jak oparzona.
-Hehehe...- podnoszę głowę, żeby spojrzeć w oczy właścicielowi tego lekko kpiącego śmiechu.
-Cześć dzieciaku, hej Lys!- Wita się z nami Kastiel i przybija piątkę mojemu bratu.
-Ejejejej...! Żaden dzieciaku! Chciałam ci przypomnieć, że jesteśmy w tej samej klasie!
-Nie wygląda mikrusie.- czerwonowłosy pstryka mnie w nos i wchodzi z powrotem do domu, nakazując nam gestem pójście za nim. Wchodzę z głośnym warknięciem do przytulnego, urządzonego w drewnie przedpokoju, z wielkim lustrem na drzwiach szafy. Moje usta mimowolnie układają się w kształt literki "O". Cóż... Spodziewałam się czegoś bardziej... Ponurego? Tak, zdecydowanie. Nie zdziwiła bym się, gdybym zastała piwnicę bez okien czy jakiegokolwiek dostępu do naturalnego światła. Czarne ściany, meble, podłogi i sufity... Taki mrok everywhere, a tu proszę, jaka miła niespodzianka. Przeszliśmy do salonu, który był epicentrum całego mieszkania. Od kuchni był oddzielony jedynie półścianką, na której przymocowano telewizor. Łazienka znajdowała się od razu przy wejściu, a na przeciwległej ścianie tajemnicze drzwi, które prowadziły najprawdopodobniej do królestwa Kastiela.
Za kanapą, przy ścianie leżał Demon, podpięty do dwóch dziwnych maszyn. Uklęknęłam przed nim i pogładziłam go po pyszczku. "Cześć! Pamiętam cię... Odepniesz mnie od tego szujostwa?" zdają się mówić jego oczy. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- To wszystko z dofinansowania?- pytam, wskazując na maszyny po obu stronach posłania psa.
-Tsa... Zakupili to ludzie z tego programu telewizyjnego. Podobno ze składki widzów... - Kastiel drapie się po karku, lekko zawstydzony.
-Miło z ich strony...- mówię i znów odwracam się do psa. Mój brat i czerwonowłosy udali się do kuchni, a ja usiadłam po turecku, bo nogi zaczęły mnie boleć od klęczenia. Demon uniósł delikatnie łeb i dotknął wilgotnym nosem mojego kolana, jak by chcąc przekazać "No weź... Te rurki są naprawdę denerwujące!".
-Przepraszam, nic nie mogę zrobić. To dla twojego dobra.- szepnęłam, a on zawiedziony opuścił pysk i zamknął oczy, dając wyraźnie do zrozumienia, że ma na ten temat zupełnie inne zdanie.
-Ana, będziesz coś pić?!- krzyknął z kuchni Lys.
-Poproszę herbatę.- odpowiedziałam.
-Ok.- dał znak, że usłyszał, a towarzyszyło temu wymowne "Blee..." drugiego chłopaka. Jak można nie lubić herbaty? Wzruszyłam jednak ramionami i wstałam, z zamiarem udania się do kuchni. Kiedy stałam już w drzwiach moim oczom ukazał się dość niecodzienny widok, a mianowicie Lys przyparty do blatu odchylał się do tyłu, a Kastiel stojąc przed nim, jedną rękę opierał zaraz obok biodra białowłosego, a drugą w zamyśleniu pocierał podbródek. Jego twarz przybrała podejrzliwy wyraz. Zapiszczałam tak głośno, że obydwoje odwrócili się w moją stronę, jednak zdąrzyłam już uciec do salonu.
-O nie nie nie nie nie nie...- zajęczał Lys.
-Co jest?- zdziwił się Kastiel.
-Ona może to zinterpretować... Tylko w jeden sposób,- zerwał się do biegu, i wpadł jak burza do salonu i z furią w oczach rzucił się na mój szkicownik. Zdążyłam jednak uciec i zamknąć się w łazięce.
-Jak ona to morze zinterpretować?- zaczął drążyć czerwonowłosy.
-Zobaczysz... I wątpię, że ci się to spodoba...- wyznał Lysander i z cichym westchnieniem usiadł na kanapie, chwytając za pilota. Przez następną godzinę słychać było tylko prezenterkę w wiadomościach i ciche skandowanie "YA-O-I! YA-O-I!" dobiegające zza zamkniętych drzwi łazienki.

***

Spróbowałam po cichu wyjść z łazienki, jednak kiedy tylko wyściubiłam nos z ukrycia zobaczyłam przed sobą brata, ciskającego z oczu gromy. Uznałam, że wolę się nie narażać i zanim jeszcze poprosił wcisnęłam mu w dłoń szkicownik.
-Tylko nie bij...- położyłam przysłowiowe uszy po sobie i czekałam na reakcję.
-Zobaczę...- westchnął i spojrzał na mój nowy wytwór.
Zacisnęłam powieki, czekając na wybuch złości, jednak poczułam tylko puknięcie w głowę, a potem głośny śmiech Kastiela. Otworzyłam oczy zdezorientowana.

-Trzeba przyznać, młoda ma talent... i wybujałą wyobraźnię.- to ostatnie dodał jak gdyby z naganą. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Tylko jeśli jutro po szkole będzie chodzić plotka, że ja i Lys jesteśmy parą, to rzucę cię Demonowi na pożarcie!- zagroził
-Demon mnie nie zje! Prawda piesku?- zapytałam, jednak ten zajęty był gryzieniem jednej z luźno wiszących rurek.- On mnie nie zje.- powtórzyłam z pewnością, tym razem zwracając się do czerwonowłosego.
-Hmmm... Jednak możesz mieć rację... Jesteś zbyt żylasta. Nawet on może cię nie tknąć...Ał! Za co to?- popatrzył zdenerwowany na mojego brata, który właśnie z premedytacją dość mocno nadepnął przyjacielowi na stopę.
-Pamiętaj, że mówisz o mojej siostrze.- przypomniał mu Lysander.
-Dobra, dobra...- chłopak uniósł ręce w pojednawczym geście. Wtedy rozległ się dźwięk domofonu.
-Sprawdzę kto to.- stwierdził nasz gospodarz i zniknął w przedpokoju. Kiedy wrócił, oznajmił nam, że Leo czeka pod klatką i mamy się zbierać. Pożegnaliśmy się z czerwonowłosym i z Demonem, a potem udaliśmy się w powrotną drogę do domu.
_______________________________________________________________
Uporałam się z tym zapomnianym rozdziałem najszybciej jak mogłam, ale jeśli musicie... linczujcie. Wiem, że efekt nie jest zachwycający, że są błędy, problemy w narracji i tak dalej,i tak dalej... *zakłada torbę na głowę i przyczepia do piersi karteczkę z napisem "Kopnij mnie"*
Sayonara towarzysze broni!
Ps.
To ma was przekupić, żebyście jednak mnie nie kopali... Ale o tym ciiii...