piątek, 27 marca 2015

Rozdział 4


Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się za Lysem. Stał z Jakąś grupką, z której rozpoznałam tylko Rozalię... Podeszłam do nich i pociągnęłam delikatnie Lysa za rękaw, żeby zwrócić na siebie uwagę. Spojrzał na mnie i się roześmiał. Wiedziałam, że jestem już cała czerwona, ale nie mogłam nic na to poradzić.
-Tak źle było? - zapytał. Pokręciłam głową, dalej zawstydzona, tym bardziej, że patrzyło na mnie całe to towarzystwo... - Chciałem wam przedstawić Ane.- oznajmił swoim przyjaciołom. - Ana, to jest Violetta, Irys - uśmiechnęłam się delikatnie do dziewczyn, a rudowłosa spojrzała na mnie jakby ze smutkiem i lekką zazdrością - Roze znasz, i...
-To ty. - usłyszałam warknięcie, gdzieś z boku. Spojrzałam zdezorientowana na chłopaka z czerwonymi włosami. To był on! To był Kastiel! Schowałam się za plecami brata.
-A więc... Wy? Wy się znacie?- Chyba sam nie do końca wiedział co powiedzieć.
-Tak jakby... To ona uratowała mi psa. - oznajmił, jednak jego ton przy słowie "uratowała" wręcz ociekał sarkazmem.
-Dobra... To ja idę po książki. Ana? Poczekaj tu chwilę, zaraz pójdziemy pod salę.- pokiwałam głową i wyłapałam jeszcze smutne spojrzenie Irys. Czemu tak na mnie spojrzała?
-Jeśli oczekujesz podziękowań to się przeliczyłaś. - moje spojrzenie po raz kolejny padło na Kastiela. Znów potaknęłam.-Naiwna idiotka...- prychnął i odszedł, trącając mnie ramieniem z taką siłą, że upadłam na ławkę.
-Jezu... Mała. Czym mu tak podpadłaś?- zapytała mnie ładna, czarnowłosa dziewczyna.
-Ja... N-nic nie zrobiłam... -Wyjąkałam i spuściłam głowę.
-Hahaha... Nie chcesz mówić, to nie mów. Jestem Kim, a ty?- przygryzłam wargę.
-Jestem Ana. - wyszeptałam, jakbym zdradzała jakiś wstydliwy sekret.
-Nowa? - skinęłam.- Masz tu kogoś z rodziny? - Znowu potwierdziłam.
-Mam tu brata. Nazywa się Lysander.- oznajmiłam.
-Lyśek to twój brat?! - wykrzyknęła zdziwiona. - Nigdy nie mówił, że ma siostrę. Słyszałam tylko o bracie... Jak on tam miał? Leon... Lonel?
-Leo... - poprawiłam.
-Właśnie! - uśmiechnęłam się do niej. Byłam jej wdzięczna, że się do mnie odezwała. Inaczej stała bym tu jak ta sierota i rozmyślała o niezbyt miłym zachowaniu Kastiela.
-Mogę panią przeszkodzić? - Obok mnie pojawił się Lys.- Ana, pokarz mi swój plan.- podałam mu kartkę.- O! Jesteś z nami w klasie. Chodź... Mamy chemię. - wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
                                                                            ***
Koniec lekcji!!! Koniec bezsensownego przedstawiania się na forum klasy i znoszenia niechętnych spojrzeń trzech klasowych plastików, no i koniec gnębienia mnie przez pewnego czerwonowłosego chłopaka.
-Poczekaj tu na mnie, dobra?- poprosił mnie brat i udał się w stronę sali gimnastycznej.  Westhnęłam i usiadłam na ławce pod drzewem.
-Ej! Mała, spadaj stąd. - warknął na mnie Kastiel i usiadł na ławce. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Skrzywiłam się i odwróciłam głowę.
-Jak on się czuje?- zapytałam. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, a potem on znów zaczął.
-Nie będę ci dziękować.- spojrzał na mnie zły, a i ja zaczęłam się irytować. Zacisnęłam szczękę i spojrzałam na niego hardo.
-Nie wszyscy są tak interesowni jak ty. Chcę się tylko dowiedzieć, jak on się czuje?- ostatnie zdanie wypowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Zaczął jeść. - odpowiedział - Pozwolili mi go zabrać do domu. - w jego oczach przez chwilę błysnął ból. Wachałam się chwilę, jednak w końcu stwierdziłam, że jeśli nie będzie chciał, to mnie odepchnie. Położyłam mu rękę na ramieniu. Spiął się delikatnie i wziął głęboki oddech.
-Nie potrzebuję litości. - Prychnął i wstał, strząsając moją rękę.
-To nie litość Kastiel.- westchnęłam i również się podniosłam. - Niektórzy ludzie wiedzą, co znaczy zwykła, przyjacielska troska.- szepnęłam i odeszłam, zostawiając go samego.

***
-Tu jesteś! - krzyknął do mnie Lys, wychodząc za bramę szkoły.- Miałaś czekać na mnie w środku!- Zmarszczył brwi widząc moją minę.- Coś się stało?- zaprzeczyłam i posłałam mu wymuszony uśmiech.
-Nie. Nic mi nie jest.- wzruszyłam ramionami.
- Skoro tak uważasz... Jak by coś się działo, to wiesz, że możesz do mnie przyjść.- zapewnił i posłał mi uspakajające spojrzenie.- A teraz chodź! Po twoim ostatnim wyskoku Leo pewnie się martwi.- złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę domu.
_______________________________________________________________
Jest! Jest! Jest! Kocham was wszystkich!!!  Szczerze powiedziawszy, nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że tak wielu osobom się spodoba. Oczekiwałam może jakiś dwóch... Może trzech, ale dopiero przy jakimś 7-8 rozdziale. Kocham was!


sobota, 7 marca 2015

Rozdział 3

Mam szlaban... Tak! Dokładnie. Miesiąc nigdzie nie wyjdę bez opieki. Mimo to nie żałuję. Nawet teraz uśmiecham się sama do siebie, wiedząc, że ocaliłam czyjeś życie.
-Ana?- usłyszałam z dołu zamyślony głos brata. Dałam znać, że słucham.- Czemu to zrobiłaś?
-Co? Chodzi o psa?-zamyśliłam się. Na pewno nie kierowałam się tylko szlachetnymi pobudkami. Może dla tego, że wychowałam się wśród zwierząt? A może przez Astora?
-Nie chciałam być przy śmierci tego psa. Pamiętasz Astora? W tamtym roku zdechł mi na kolanach...- otarłam zmęczone oczy i zdałam sobie sprawę, że płaczę. Chyba zrozumiał... Chwilę później wstałam i zeskoczyłam z łóżka i tak jakoś znalazłam się obok Lysa. Spojrzał na mnie zdziwiony, jednak nie zadawał pytań. Zasnęłam przytulona do jego klatki piersiowej...
~~***~~
-Pospiesz się, bo się spóźnimy!- krzyczałam na Lysa, który dwie godziny wiązał buty.-Luuuuusiaaaaa...- jęknęłam.
-Ana nie trój. I tak musimy czekać na Leo.-zaczynał tracić cierpliwość.
-No wiem, ale nie mogę się już doczekać!-pożaliłam się i z braku miejsca, usiadłam mu na kolanach.
-Wiem, wiem...- westchnął i żartobliwe dźgnął mnie łokciem w żebra. Kiedy Leo wrócił ze sklepu na dole, miałam potargane włosy, a moja torba leżała na środku korytarza. Lusia nie wyglądała lepiej. Jego torba została rzucona gdzieś pod szafę a najwyższy guzik od koszuli się odpruł.
-Co tu się stało?- zapytał zszokowany czarnowłosy, wchodząc do domu. Lysander tylko wzruszył ramionami.
-Trzecia wojna światowa!- oznajmiłam, układając z dłoni pistolet i celując w plecy brata. Co stało się tak na prawdę? To proste... Zaczęliśmy się bić! Myślę, że fakt takich wojen pomiędzy rodzeństwem nie powinien nikogo dziwić... A wracając do tematu. Leo pokręcił głową z dezaprobatą, burcząc pod nosem coś w stylu "Jak dzieci...". Porwałam torbę z podłogi i pobiegłam na dół, krzycząc, żeby się pospieszyli, bo pójdę sama.
~~***~~

Podskakiwałam na tylnym siedzeniu, nie mogąc doczekać się pierwszego dnia w szkole. Pięć przecznic, to nie daleko. Ledwie 10 minut drogi piechotą... Ja jednak strasznie się denerwowałam, zasypując Lysa dziesiątkami pytań o nauczycieli, uczniów, wychowawcę, dyrektorkę, poziom nauki i wiele wiele więcej. On, jak to on, cierpliwie mi na wszystko odpowiadał i tylko od czasu do czasu uśmiechał się rozbawiony.
-Spokojnie, Aniołku. Wszystko będzie dobrze.- oznajmił. Tak... Aniołku... Spojrzałam na niego spode łba. Ja mówiłam na niego "Lusia" a on na mnie "Aniołku".
-Miałeś zamiar mnie zdenerwować? Udało ci się...- prychnęłam. Lysander uśmiechnął się, niczym dorosły, nad upartym dzieckiem, przez co poczułam się strasznie głupio. Połorzyłam mu głowę na kolanach, a on potargał mi włosy.
-Boję się...- wyszeptałam i westchnęłam.
-Nie masz czego. Pierwszy dzień nie jest taki zły. Znajdziesz jakieś koleżanki,-skrzywiłam się na wzmiankę o koleżankach. Od dziecka lepiej dogadywałam się z chłopakami... Może dla tego, że wychowałam się z dwójką braci, z którymi o wszystko trzeba było walczyć? Poza tym większość dziewczyn z mojej poprzedniej szkoły była... nie oszukujmy się. płytka.- a jakby co, możesz zawsze do mnie przyjść.- uśmiechnął się tak szczerze, że poczułam się spokojna.
-Chyba masz rację.- westchnęłam. Przymknęłam oczy i skupiłam się na ręce Lysandra, jeżdżącej powoli po moich plecach.
-Wysiadamy.- mój spokój przerwał głos Leo, który zaparkował pod szkołą.-Pa dzieciaki.
 Podniosłam się i sięgnęłam po plecak. Kiedy wysiadłam z auta, zobaczyłam na dziedzińcu mnóstwo roześmianych nastolatków. Przestraszyłam się i schowałam za Lysandrem.
-Będzie dobrze.- wyszeptał mi do ucha i złapał mnie za rękę. Pociągnął mnie w stronę budynku, a ja nawet nie miałam odwagi podnieść głowy. Cały czas zasłaniałam się włosami.
-To pokój gospodarzy. Powinnaś iść odebrać plan i numer szafki od Nataniela. Poczekam tu na ciebie.- zachłysnęłam się powietrzem.
-N-nie wejdziesz ze mną...-prawie pisnęłam.
-Musisz zacząć sobie radzić sama. Nie możesz być nieśmiała całe życie.- westchnął. Pokiwałam głową i położyłam rękę na klamce. Z westchnieniem posłałam mu ostatnie rozpaczliwe spojrzenie i weszłam do środka. Siedziała tam ładna brunetka, o niebieskich oczach i Wysoki blondyn. Jego bursztynowe oczy patrzyły nagląco w moją stronę.
-Tak słucham?- bąknął znad papierów. Byłam już pewnie cała czerwona. Dziewczyna stojąca obok niego posłała mu karcące spojrzenie.
-Ty jesteś nowa prawda?- podeszła do mnie z uśmiechem. Pokiwałam głową.- Ja jestem Melania, a tamten gbur- pokazała mu język, a on się roześmiał.- to Nataniel.
-Miło mi. Jestem Ana.... Właściwie to Anabelle, ale nie lubię mojego pełnego imienia.- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Boże... Jaka ty jesteś słodka.- jęknęła Mel i dźgnęła mnie palcem w policzek. Zarumieniłam się i schowałam twarz we włosach. Potargała mnie. Właściwie czemu ludzie to robią???
-J-ja... przyszłam po plan i numerek szafki... nie chciałam przeszkadzać. Przepraszam.- oznajmiłam, widząc zirytowanego blondyna, przerzucającego jakieś papiery. Podniósł na mnie wzrok
-Nie. To ja przepraszam. Nie powinienem być tak niemiły. Jestem po prostu zirytowany, bo zapodziały się gdzieś uściślenia BHP.- Uśmiechnął się i podał mi rękę.- Jestem Nataniel. Miło cię poznać i witaj w szkole. Jak byś czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie mnie szukać.- pokiwałam głową i odebrałam potrzebne papiery.
-Potrzebujesz przewodnika?- zapytała Melania. Pokręciłam głową.
-Mam już "przewodnika".- odpowiedziałam myśląc o Lusi.
-Oh... Skoro tak, to powodzenia.- pomachali mi i wrócili do pracy.
Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się za Lysem. Stał z Jakąś grupką, z której rozpoznałam tylko Rozalię...
________________________________________________________________________
Zakończyłam!!! Nie jestem z siebie dumna, ale aż tak źle nie może być. No trudno. Co będzie to będzie. Miłego! A ja idę kłócić się z bratem o pilota :)