środa, 18 listopada 2015

Rozdział 8



[Tydzień później]
Weszłam do szkoły, gdzie od razu zaczepił mnie Nathaniel.
-O, Anabelle! Wreszcie cię znalazłem! Przebiegłem chyba całą szkołę!- wydyszał blondyn.
-Przepraszam. Dopiero przyszłam.- zarumieniłam się delikatnie.
-Nie masz za co przepraszać- posłał mi uspokajający uśmiech.- Po prostu nie lubię mieć niedopełnionych formalności, a przez to, że ostatnio byłem strasznie zabiegany, zapomniałem o twoim przeniesieniu.- wyprostował się i poprawił krawat.
-Wydaje mi się, że oddałam wszystkie formularze...- zaczęłam gorączkowo przegrzebywać plecak w poszukiwaniu dokumentów, o których ewentualnie mogła bym zapomnieć.
-Nie, nie. Spokojnie.- powstrzymał mnie machnięciem ręki.- Chodzi o szkolne kluby. Dyrektorka twierdzi, że to powinno pomóc ci się zaaklimatyzować. W tej chwili są wolne miejsca w klubie ogrodniczym i koszykarskim...- spojrzał na swoje notatki zamyślony. Trochę się zakłopotałam.
-Emmm... A nie mogła bym zapisać do klubu muzycznego? Bo widzisz... Uczęszcza tam mój brat.
-Skoro tak stawiasz sprawę, to porozmawiam z dyrektorką.- przygryzł w zamyśleniu końcówkę ołówka.- Myślę, że jeden członek nie zrobi aż tak wielkiego kłopotu. Mimo wszystko był bym ci wdzięczny, gdybyś zastanowiła się nad jednym z dostępnych.
-Tak, tylko właśnie chodzi o to...- opuściłam głowę, cała czerwona ze wstydu i wybąkałam.- Mam alergię na pyłki i bardzo szybko się męczę. Nie nadaję się tam.- byłam pod wielkim wrażeniem tego, że zrozumiał moją paplaninę, pomimo tego, że powiedziałam do strasznie cicho i na jednym wydechu.
-No dobra. W takim razie nie mam wyjścia. Poinformuję cię o decyzji dyrekcji.- uśmiechnął się pocieszająco. Odpowiedziałam uśmiechem, pożegnałam się z nim i udałam do szafki. Miałam złe przeczucia już kiedy wpisywałam szyfr do zamka. Otworzyłam szafkę i wtedy wypadło na mnie z dwadzieścia ulotek z moim zdjęciem do którego dorysowane były wąsy i wyjątkowo bujna broda. W moich oczach pojawiły się łzy, a w brzuchu poczułam dziwny ucisk. "Nie mogę teraz wybuchnąć. Nie mogę..." powtarzałam sobie, zbierając kartki z ziemi... Wtedy przede mną pojawiła się blondwłosa piękność ze swoimi przyjaciółkami. Spojrzała na mnie z wyższością. Miałam wrażenie, że jednak nie wytrzymam.
-Urocze zdjęcia księżniczko. Można powiedzieć, że nie jesteś fotogeniczna...- zaśmiała się z własnego żartu.- Chcesz jeszcze jedno? Częstuj się, mamy ich wiele.- rzuciła we mnie stertą kartek, które porozrzucały się po korytarzu. Dookoła nas zebrała się spora grupa gapiów. Opuściłam głowę i w końcu wybuchnęłam śmiechem(obrazek<3). Z moich oczu pociekły łzy rozbawienia i nie mogłam złapać oddechu. Na serio? Kto jeszcze robi takie przechodzone żarty? Co będzie następne? Szyszka w herbacie, a może schowa mi buty w szatni?
-Co jest? Padło ci już na mózg?- sarknęła blondynka.
-Niespecjalnie.- zebrałam kartki, ocierając łzy.- Nie uważasz, że to trochę dziecinne? No bo wiesz... Dorysowywanie wąsów było modne u mnie w przedszkolu.- wyjaśniłam spokojnie. Dziewczyna na to prychnęła i odeszła obrażona, kołysząc biodrami. Wrzuciłam plik kartek do torby z mocnym postanowieniem,że oddam wszystko na makulaturę.
-To było fajne.- odwróciłam się do Violetty, która uśmiechała się do mnie delikatnie.- Mnie pewnie było by smutno.- wyznała i podeszła bliżej.
-Nie wszyscy muszą mnie lubić- wzruszyłam ramionami.- Ważne, że mam ciebie, Iris i Rozę.- posłałam jej uśmiech. Wyciągnęłam z szafki książki na Historię i udałyśmy się do klasy.
-Cześć!- pomachałam Rozalii prze oczami. Była najwyraźniej dość zamyślona.
-O! Cześć! Wiecie kto to ten mały, który kręci się pod naszą salą? Chyba pójdę zapytać Peggy...- odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka w okrągłych okularach.
-To Kentin.- stwierdziłam zdziwiona.- Chodził ze mną do klasy. Ale co on tu robi?- zastanawiałam się głośno.
-A więc ty go znasz?- zapytała Iris.
-Yhm... Był moim sąsiadem, kiedy jeszcze mieszkałam na farmie dziadków.
-To idź się przywitać! Wygląda na miłego.- zachęcała rudowłosa. Kiwnęłam głową i podeszłam do zdenerwowanego chłopaka.
-Cześć Kentin!- uśmiechnęłam się- Co tu robisz? Przeniosłeś się?- zagadnęłam.
-O Ana!- zdziwiony przetarł okulary chusteczką.- A więc to tu się przeniosłaś. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś cię zobaczę.- zarumienił się.- Do której chodzisz klasy?
-Jestem w pierwszej A. A ty?- nagle jego oczy zalśniły.
-Ja też! Jak fajnie będzie mieć kogoś znajomego!- roześmiałam się szczerze.
-Masz rację. Ja przez parę pierwszych dni też nie mogłam się odnaleźć, ale mam tu brata i Rozalię.
-Rozalię?- posłał mi zdziwione spojrzenie. No tak! Jak mogłam zapomnieć, że on jej nie zna?
-Rozalia to dziewczyna mojego drugiego brata- Leo.- wyjaśniłam pośpiesznie.
-Acha... Powiedzmy, że rozumiem. Wiesz może gdzie jest...- dalszą część zdania zagłuszył dzwonek.
-Chodź, bo jak się spóźnimy, to profesor nas zabije...- złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę klasy. Mam wrażenie, że był strasznie zdenerwowany pierwszą lekcją, bo zrobił się wtedy cały czerwony. Lekcja upłynęła bardzo spokojnie. Bardzo możliwe, że dla tego, że Kastiel znowu się urwał i nie miał kto przeszkadzać nauczycielowi. Znudzona notowałam najważniejsze fragmenty wykładu i co chwila uciekałam myślami do świata marzeń, w którym mogłam latać na smokach, albo bronić świata przed armią zombi. Mówiłam już, że za dużo czytam? Kiedy zadzwonił dzwonek niemrawo spakowałam wszystkie książki i ruszyłam pod następną salę, by przeżyć kolejną, równie fascynującą, lekcję polskiego. Dopiero kiedy zadzwonił ostatni dzwonek ożywiłam się trochę. Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz i weszłam do pokoju gospodarzy. Był tam już oczywiście Nataniel, jednak nie sam. Rozmawiał z piękną blondynką, która wcześniej porozsypywała moje zdjęcia po korytarzu.
-Amber! Tyle razy ci mówiłem, że wchodzenie do pokoju gospodarzy bez wyraźnego pozwolenia, zwłaszcza gdy jest pusty jest surowo zakazane!- Pierwszy raz widziałam naszego głównego gospodarza tak wkurzonego. Odchrząknęłam nieśmiało, dając znać, że weszłam.
-O! Cześć. Przepraszam cię, nie miałem czasu spotkać się z dyrektorką.- wyglądał na naprawdę skruszonego.
-Nic nie szkodzi.- uśmiechnęłam się, a kiedy chciałam wyjść zatrzymał mnie jego chłopięcy głos.
-Ach! Ale ze mnie niezdara. Nie przedstawiłem was sobie!- spojrzałam na niego zdziwiona.- Ana, to jest Amber, moja siostra. Amber, to jest...- nie dokończył, bo przerwała mu blondynka.
-My się już znamy. Nie kłopocz się Nat,- warknęła.
-Ta... Można tak powiedzieć.- odpowiedziałam, pomachałam zdezorientowanemu Natanielowi i wyszłam. Pobiegłam do szafki, zabrać książki potrzebne do odrobienia lekcji, po czym spacerkiem wróciłam do domu. Leo siedział na kanapie w salonie.
-Hej!- Krzyknęłam do niego, zostawiając buty i kurtkę w przedpokoju.
-Już jesteś. Jak tam w szkole?- zapytał.
-Nic ciekawego. Jak zwykle.- rzuciłam torbę na podłogę i rozłożyłam się obok brata.- Gdzie Lys?
-U Kastiela. Pracują nad jakimś projektem... Albo coś.- roześmiałam się.
-Jako nasz opiekun chyba powinieneś to wiedzieć, nie?
__________________________________________________________________
Zakończyłam! *wstaje od komputera z głośnym rykiem, niczym zombi wracające zza grobu*