sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 1

Usiedliśmy w pokoju Lysandra... Właściwie teraz już naszym i zaczęliśmy przeglądać stare zdjęcia z farmy. Tak dawno się nie widzieliśmy... Brakowało mi go i to bardzo. Wyjęłam kolejne zdjęcia z jego szuflady... Myślałam, że większość z nich już dawno zaginęła, a tu proszę! Jaka niespodzianka. Usłyszeliśmy szczęk zamka, więc pobiegliśmy to sprawdzić. Leo wszedł do domu z dwoma torbami. Chciałam jedną od niego odebrać, ale uprzedził mnie Lys. Kiedy chciałam wziąć drugą, oboje posłali mi spojrzenie pt."Nawet nie próbuj!". Wzruszyłam ramionami i wróciłam za braćmi do pokoju. Wygrzebałam z torby białą sukienkę z długimi rękawami, do tego zakolanówki i czarne tenisówki. Przebrałam się w to, nawet nie próbując wyjść do łazienki. Lysander był tak zajęty swoim notatnikiem, że nie widział reszty świata. Rzuciłam w niego moim T-shirtem.
-Lusia! Pobudka!-zrobił się cały czerwony.
-Lusia to damskie imię, nie mów tak do mnie.- jego głos był spokojny, ale oczy ciskały gromy. Tylko ja potrafiłam wyprowadzić go z równowagi. Uśmiechnęłam się, dumna z siebie. Związałam włosy w kitkę i spojrzałam na brata.
-Idę się przejść. Wrócę za godzinę.
-Nie przemęczaj się.- upomniał mnie i wrócił do pisania. Uświadomiłam jeszcze Leo i po wysłuchaniu kazania wyszłam na dwór. Nasz dom znajdował się nad sklepem, więc musiałam przejść przez drzwi. Na drugim końcu ulicy był park, więc właśnie tam się udałam. Chodziłam pomiędzy drzewami i słuchałam skrzeczenia kruków. Kiedy doszłam do wyjścia z parku, zdałam sobie sprawę, że jest już ciemno. Chciałam odejść, jednak złe przeczucia nie dawały mi spokoju. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam psa, który zawzięcie drapał asfalt, na środku ulicy. Podbiegłam i zaczęłam go wołać, jednak on tylko na mnie spojrzał i znów zaczął drapać. Z jednej strony zauważyłam światła nadjeżdżającego pojazdu. Bez namysłu pobiegłam do psa i spróbowałam go odciągnąć, jednak było już za późno. Objęłam rękami szyję i głowę psa, żeby chronić ważniejsze organy, w skutek czego zostałam ugryziona. Później auto walnęło w naszą dwójkę. Odleciałam parę metrów dalej, jednak nic specjalnego mi się nie stało. Najbardziej ucierpiał mój lewy bok, jednak była to tylko płytka rana. Z samochodu wysiadł siwy mężczyzna po pięćdziesiątce.
-Nic ci nie jest? Czemu byłaś na drodze?- zapytał zdenerwowany.
-Nic...mi nie...będzie...-wydyszałam i wskazałam na psa. Mimo poważnych obrażeń dalej drapał ziemię.- Z nim nie jest najlepiej. Musi pan mi pomóc. Pojedziemy do weterynarza, ale najpierw muszę gdzieś zadzwonić...- Wyjęłam telefon i oparłam się o jakiś budynek. W tym czasie mężczyzna wniósł psa do samochodu. Wybrałam numer alarmowy i czekałam. Jeden sygnał, drugi i po drugiej stronie odezwał się przyjazny damski głos.
-Dzień dobry -rzuciła krótko
 -Na ulicy ___ nr.20 pies coś wyczuł. Czy pod ulicą biegną jakieś rury z gazem?- usłyszałam kartkowanie papieru.
-Tak. Nawet całkiem sporo.
-Więc proszę to sprawdzić.- oznajmiłam i czekałam, na pytania z jej strony, dotyczące miejsca. Po odpowiedzeniu na wszystkie usłyszałam.
-To wszystko, dziękuję.- i się rozłączyła. Wybrałam jeszcze jeden numer, jednak Leo nie odbierał, więc wsiadłam do samochodu i w czasie jazdy zostawiłam mu wiadomość, że się spóźnię i wyjaśniłam dla czego. Wpadliśmy do kliniki, a personel od razu przystąpił do działania. Mnie również opatrzyli i dali coś do przebrania. Moje poprzednie ubranie były mokre od krwi i deszczu. Mężczyzna, który nas potrącił, już dawno odjechał. Zostawił jednak na siebie namiar i mnie swój numer telefonu. Miałam go informować na bieżąco, co z psem. Operacja zakończyła się około trzeciej w nocy. Zwierzę było zaczipowane, więc udało się znaleźć właściciela i ustalić imię. Weszłam do sali w której na metalowym stole, wyłożonym tysiącem poduszek odpoczywał Demon. Pies przykryty był grubym kocem i owinięty w bandaże. Usiadłam obok, na zgniłozielonym fotelu i zaczęłam zataczać palcami kółka, zaraz za jego uszami. Nie wytrzymałam jednak długo i zasnęłam skulona na fotelu, z ręką na pysku zwierzęcia.
___________________________________________________________________

2 komentarze:

  1. Jejo :3 Przybyłam znowu nawiedzić cię komentarzem ^.^
    Jedyny błąd który wykryłam to:
    "-Lusia! Pobudka!-zrobił się cały czerwony."
    Powinno być:
    " - Lusia! Pobudka! - zrobił się cały czerwony." (spacja między tekstem a myślnikami). Tak to problemów nie masz i z tego powodu się cieszę :D
    A! I jeśli chcesz dodawać obrazki to trochę lepiej je poukładaj i sprawdzaj jak to wygląda, bo te na początku trochę dziwnie wyglądają >-<
    No, ale koniec czepiania się! Rozdział ciekawy, akcja dobrze się rozwija i szczerze ci powiem to jeden z lepszych blogów FF Słodkiego Flirtu ;)
    Lusia jest po prostu uroczy ♥ I biedny piesio ;-;
    Hmm... To chyba tyle z mojej strony.
    Życzę weny i powodzenia. Wpadnę tu wkrótce skomentować twój następny rozdział ;)

    Sileth

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi sie podoba.

    OdpowiedzUsuń