-Cześć. Co tam?- przywitałam się.
-Hej. Widzieliśmy się już.- zauważył- W każdym razie mam do ciebie prośbę. Poprosiła byś Kastiela, żeby podpisał to usprawiedliwienie? Szczerze powiedziawszy, im rzadziej go widzę, tym lepiej...
-Hah... Lepiej tego nie mogłeś ująć.- uśmiechnęłam się- Nie lepiej było by jednak poprosić o to Irys? Wydaje mi się, że dobrze się dogadują, a nie mam pewności czy posłucha akurat mnie.
-Oh dziewczyno, spostrzegawczością to ty akurat nie grzeszysz, prawda?- zapytał rozbawiony. Uniosłam brwi, nie bardzo wiedząc co na to odpowiedzieć.- Jestem pewien, że się zgodzi.
-Skoro tak mówisz...- odebrałam od niego usprawiedliwienie.- Ale on na pewno jest w szkole?
-Ta... Klub koszykówki ma dzisiaj zajęcia.
Pokiwałam niepewnie głową i udałam się na spotkanie ze smokiem.
I rzeczywiście było tak jak powiedział główny gospodarz. Na sali przepychało się z piłką w rękach dwunastu spoconych facetów. Ciężko było nie zauważyć czerwonej czupryny Kastiela.
Wszystko działo się tak niesamowicie szybko, że miałam trudności ze śledzeniem piłki. Kass wyminął trzech zawodników stojących na obronie, odebrał piłkę od jakiegoś chłopaka z numerem 7 i zrobił wsad. W jego wykonaniu to wydawało się takie płynne i łatwe. Chłopak opadł na ziemię prawie równo z piłką, a jego twarz zdobił ogromny uśmiech.
-Brawo Johnson! Trzeba było rzucać za 3...- śmieje się wcześniej wspomniany chłopak i przybija piątkę Kastielowi. W tamtej chwili Anie wydało się, że on na prawdę przypomina smoka. Piłka potoczyła się pod jej nogi, więc wzięła ją do rąk, przez co przyciągnęła na siebie uwagę większej części drużyny.
-Co tam, mała? Gimnazjum jest nie po tej stronie miasta...- zawołał do niej trener.
-Ja nie jestem z gimnazjum... -zaczęła, patrząc przerażona na Kassa.
-Przepraszam trenerze. To moja koleżanka z klasy, mogę sobie zrobić chwilę przerwy?- zapytał czerwonowłosy.-No dobra. Ale widzę cię tu za 10 minut!- wysoki chłopak z czarnymi włosami pogroził mu palcem.- Nie toleruję dezercji!
-Jasne, kapitanie.- prychnął sam zainteresowany i ruszył w stronę drzwi, przy których stała Anabelle.
***
-To czego chciałaś?- zapytał chłopak, wycierając przodem koszulki pot z twarzy.-Ja... Etto... Ano... Ten tego... Ładną mamy pogodę, nie?- stchórzyła. Przyjaciel spojrzał na nią zaskoczony.
-Tylko po to wyciągnęłaś mnie z treningu?- wykrztusił z niedowierzaniem.
-Nie!- zaprotestowała od razu , wykonując przy tym szereg chaotycznych gestów.- Chodzi o to.- wyciągnęła przed siebie usprawiedliwienie, które dostała wcześniej od Nathaniela.
-Aaa... Ten śmieć cię przysłał.- warknął Kastiel, wypluwając z siebie słowa jak truciznę.
-Poprosił mnie, żebym zdobyła twój podpis.- potwierdziła niepewnie. "Oj czarno to widzę..." stwierdziła w myślach.
-Phi... Jeśli jest mężczyzną, to sam sobie po to przyjdzie. Nie mam zamiaru tego podpisywać.- wyjaśnił, po czym odwrócił się z zamiarem odejścia. Kącik ust dziewczyny uniósł się ku górze w lekko kpiącym uśmiechu.
-Rozumiem, że nie mam co liczyć na autograf, Johnson?- zapytałam zadziornie. Czerwonowłosy zatrzymał się w pół kroku.
-Po nazwisku? Tak masz zamiar się bawić?- odwrócił się na pięcie z uśmiechem pełnym wyższości.- A co ja będę z tego miał, łobuzie?- podjął grę.
-Oh... Moją dozgonną wdzięczność, oczywiście.- odparła bez zająknięcia.
-Kusząca propozycja... Jeśli dorzucisz do tego sprzątanie u mnie w domu przez tydzień i dasz mi spisać na następnym sprawdzianie z Historii, to podpiszę.
-Nie jest to trochę zbyt wygórowana cena, królewiczu?- zapytała oburzona.
-Eh... No dobra. Sprzątanie sobie możesz darować, ale sprawdzianu nie popuszczę. Nie ogarniam tych wszystkich dat.- spasował.
-Dobra. Cieszę się, że znaleźliśmy kompromis.- dziewczyna z uśmiechem podała mu papier. Złożył na nim podpis swoim równym, starannym pismem z zabawną pętelką przy S.
-Wspaniale robi się z tobą interesy. - prychnął odchodząc. Dziewczyna pomachała mu kartką na pożegnanie i wróciła do głównego gospodarza. Zapukała do drzwi, po czym wsunęła się do środka, nie czekając na zaproszenie.
-Jak bardzo źle było? - zagadnął niepewnie blondyn.
-Podpisał. - Ana wzruszyła ramionami, przesuwając usprawiedliwienie w jego stronę po biurku.
-Jak tyś to zrobiła? - zapytał zszokowany, patrząc na nią jak w obraz.
-Poprosiłam o autograf. - wyszczerzyła zadziornie ząbki. - To co? Mogę iść do domu, czy potrzebujesz jeszcze jakiejś pomocy?
-Nie, nie... Idź. To była ostatnia sprawa na dzisiaj. Ja też pouczę się jeszcze i zmykam do domu. - Nataniel posłał jej niepewny uśmiech, po czym wrócił do swoich obowiązków.
-To pa! - dziewczyna pożegnała się, wychodząc.
Przed szkołą czekali na nią uśmiechnięci bracia.
-Cześć mała! Co tak długo? - zagadnął Leo, mierzwiąc jej włosy.
-Pomagałam gospodarzowi - odparła z uśmiechem. Otworzyła drzwi ciemno-szarego audi i wsiadła do klimatyzowanej kabiny. Westchnęła zadowolona.
-Jakim cudem jest tak gorąco? - jęknęła.
-Nie marudź, mogło być gorzej. - westchnął Lys, siadając obok niej i przymykając błogo oczy.
-Gdzie państwa podwieźć? - zapytał niczym rasowy taksówkarz Leo.
-Do domu braciszku, bardzo proszę. - stwierdziła Ana. - Ja się tu roztapiam... - chłopcy się roześmiali, a ich siostra wkrótce do nich dołączyła.
______________________________________________________________________
Udało mi się w końcu znaleźć trochę czasu i weny! Chociaż Wen nie za bardzo chcę ze mną współpracować...
(*siedząc leniwie w fotelu popala fajkę* Jam jest Wen jedyny i prawdziwy. Nie każ mi, prosta kobieto się od ciebie odwracać! *zagrzmiał*)
No i widzicie?! Z nim tak cały czas! *oburzona*