Wlekę się zmęczona przez dziedziniec. Do trzeciej w nocy oglądałam anime i pisałam esemesy z Irys i Rozalią. Chciałyśmy wciągnąć do rozmowy jeszcze Violettę, ale ona zalicza dzisiaj jakiś sprawdzian. Usiadłam pod drzewem i przymknęłam oczy, czekając na koleżanki. Chyba pierwszy raz tak dobrze dogaduję się z dziewczynami. One są niesamowite! Uśmiecham się na samą myśl o wiecznie radosnej Irys, spontanicznej i dobrej Rozie i bezinteresownej Violi... Dobra! Koniec tego słodzenia!- Ana! - słyszę podekscytowany głos rudowłosej, ale nie mam siły podnieść głowy.
- Jakim cudem ty się jeszcze trzymasz na nogach..? - bełkoczę, z głową ukrytą w przedramionach.
-Hahaha... Wiedziałam, że tak będzie. Trzymaj... - podniosłam wzrok. Dziewczyna podała mi kubek z... KAWĄ!!!
- Kocham cię! - szepczę, z buzią w kubku. Rano nie zjadłam nawet porządnego śniadania.
- No wiem. - śmiejemy się a ona się do mnie dosiada. Rozalię zauważam dopiero, kiedy rzuca się na trawę, przygniatając mi nogi.
- Umieram... - wyznaje i teatralnym gestem wbija sobie niewidzialny nóż w brzuch.
- W tych stronach istnieje jeszcze coś takiego jak słowa "Dzień dobry!" - prycha ruda i podaje Rozali kubek z kawą, przeznaczony dla niej. Sama też od dłuższego czasu pije kawę, ale dopiero teraz jestem na tyle trzeźwa, że ogarniam rzeczywistość.
- Kocham cię... - mruczy Roza rozmarzona, przyciągając napój do ust. Zaczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym, ale niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy
-Co tam macie?- unoszę wzrok i napotykam brązowe oczy Kastiela.
-Kakałko. Zabronisz? - pytam zirytowana jego zmianami nastroju. Jeszcze wczoraj psioczył na mnie kiedy się dało!
- O, to super! - z uśmiechem zabiera mi kubek i pije jak by nigdy nic.
- Ej! Oddawaj! To moje! - wstaję na równe nogi. Nie sięgam mu nawet do ramion, więc w oko w oko nie mam z nim szans.
- Kakałko powiadasz? - udaje zdziwionego. - Ja nie mam żadnego kakałka. - uśmiecha się perfidnie. - Gdybyś nie kłamała, może miała byś więcej znajomych. - wyrzuca i oddaje mi kubek.
-Gdybyś nie był takim dupkiem może miał byś chociaż jednego. - unoszę głowę i chcę usiąść z godnością, jednak wredna część mojego charakteru wygrywa i nadeptuję mu piętą na palce. Pewnie nawet tego nie poczuł, ale warto było.
- Ej! Łobuzie! - śmieje się łapie w pasie, po czym przewiesza sobie przez ramię. Prawie wylałam na niego kawę!
-Zostaw mnie! Ty wredny, zadufany, ulizany... - zaczęłam wyrzucać z siebie wiązankę złośliwości, waląc go piąstkami w plecy.
-Hahaha... Nie rozśmieszaj mnie. I tak wiem, że cię pociągam. - prychnął.
-Robisz... co? - marszczę brwi i zastanawiam się nad znaczeniem ostatniego zdania. Chłopak nagle przestał się śmiać i zatrzymał na środku dziedzińca. Odwrócił głowę do tyłu i spojrzał na mnie.
-Nie gadaj, że jesteś nieuświadomiona?!?! - wykrzyknął zdziwiony. Na mojej czerwonej twarzy widać było zdziwienie. Czerwonowłosy postawił mnie przed sobą, a krew znów spłynęła w niższe partie ciała.
-W czym? - zaciekawiła mnie jego reakcja. Nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
- Jesteś dziewicą. - momentalnie zrobiłam się cała czerwona.
-Co w tym złego? - prycham, próbując zakryć policzki dłońmi.
- Jezu! Ty nawet z nikim wcześniej o tym nie rozmawiałaś, prawda?!?! - robi wielkie oczy, a ja chowam twarz we
- Co w tym złego...?- powtarzam znowu, tym razem ciszej. Słyszę jak mój głos się łamie, ale nie mogę nic na to poradzić.
-Hej... Nic złego...tylko... Dziwnego? W tej szkole większość dziewczyn jest już po... ekhm... - widzę jak i on robi się cały czerwony, a następne pytane pytanie samo ciśnie mi się na usta.
- A t-ty... - dukam. Opuszczam głowę jeszcze niżej.
- Co? A... Tak, ja już... po. - chłopak łapie mój podbródek i zmusza, żebym na niego spojrzała. Mimo rumieńców ma miły uśmiech. - Jesteś zbyt niewinna... ech... Nie powinnaś ze mną rozmawiać... - mówi zamyślony, bardziej do siebie, niż do mnie. Taksuje mnie wzrokiem, przez co czuję się niezręcznie - To co opowiem ci o moim pierwszym razie? - proponuje zaczepnie i zaczyna opisywać kształty dziewczyny. Przez chwilę patrzę na niego okrągłymi ze zdziwienia oczami, a potem zakrywam uszy dłońmi i powtarzam rozpaczliwie jak mantrę "Mam dwa latka, dwa i pół...". Muszę wyglądać wyjątkowo dziecinnie, ale jakoś nie mam ochoty słuchać o jego... uniesieniach.
-Johnson! Nie dręcz nowych! - w naszą stronę szedł Nataniel z miną godną zabójcy. Momentalnie się za nim schowałam, wtulając twarz w jego rękę. - Coś ty jej naopowiadał?! Wygląda na przerażoną! - warknął na niego. Patrzył na mnie rozczulonym wzrokiem.
-Ja? Nic! No coś ty! Prawda łobuzie? - pyta czerwonowłosy. Z mojego gardła wydobywa się zduszony pisk. - No dobra... Wracaj do koleżanek. Nie będę więcej cię TYM nękał. - perfidnie dał nacisk na to słowo. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale uciekłam do Rozy i Irys, do których dołączyła już Viola.
***
- Czego od niej chciałeś? - Unosi brwi.
- Hah... Postanawiałem jej trochę poopowiadać o pieprzeniu się. - prycham.
- Nie dziwię się, że była taka przerażona. Pewnie myślała, że chcesz ją zgwałcić! - zgania mnie.
- Nie do końca... Jej po prostu jeszcze nikt nie uświadomił. - wzruszam ramionami, a świętoszek robi zdziwioną minę... Tak. Nawet nasz "idealny przewodniczący" nie jest święty...
- Tak więc tym bardziej to nie partia dla ciebie. - warczy blondasek.
- Wiem. - mówię jak by nigdy nic, na co ten patrzy na mnie zdziwiony. Kiedy przypomnę sobie jej drobną twarz, całą pokrytą rumieńcem tylko utwierdzam się w przekonaniu, że ona jest na mnie za dobra. Cholera! Jest tak... niewinna i dobra. Nie może mieć chociaż jednej wady?!? Czemu nie jest zakochana w sobie, próżna, albo chamska? Przecież ma do tego te cholerne podstawy!!! Jest urocza... Może trocha za bardzo przypomina dziecko, ale... Tak... Ona jest zupełnie jak dziecko. Uśmiecham się mimo woli.
- Dobrze się czujesz? - pyta blondyn.
- Tak. Myślisz, że poleciał bym na taką płaską deskę? - kręcę głową i odchodzę. Kiedy moje postrzeganie jej zmieniło się tak drastycznie? Zdecydowanie muszę zapalić.
***
Kręcę się niespokojnie. Gdzie ten Lysander? Dzisiaj mamy iść do Kastiela i Demona. Chcę wiedzieć co z nim... Jestem taka podekscytowana.
- Ana! Chodź! Leo zaraz będzie!- woła Lys, machając do mnie ręką z dołu schodów. Złapałam torbę i zbiegłam na dół.
_____________________________________________________________
Skończyłam! Wiem... Od czapy i do niczego, ale co tam! Miłego trucia się moimi wypocinami!!! :)